Wreszcie jestem!
Biedny ten mój blog ostatnimi czasy jak imigrant z Afryki :)
Czas najwyższy to nadrobić więc poniżej prezentuję relację z Warmińsko - Mazurskiego rajdu na orientację "Abentojra".
Po zeszłorocznej edycji nie było innej możliwości: Abentojra
Anno Domini 2015 musi być zaliczona. Już w początkach roku wpisuję imprezę do
mojego kalendarza startowego czerwona pogrubioną czcionką. Miesiąc przed
zawodami wysyłam wici do klubowych znajomych. Chętni są Arek Papke i Wojtek
Kluska, obaj na TP50. Tak więc będzie z kim dojechać.
Zrywam się bardzo wcześnie, nawet nie bladym świtem bo panuje
jeszcze kompletna ciemność. Na zegarku 4.00 L Coś szybkiego na ząb, herbata do termosu i kilka
ostatnich drobiazgów do plecaka. Ruszam więc aby po kilku minutach spotkać się
z Wojtkiem Kluska, kolegą ze Skarmatu. Arek niestety musiał zrezygnować w
ostatniej chwili. Podróż szybko upływa nam na tradycyjnych rozmowach o InO
przeszłych i przyszłych. W Olsztynie, już w pobliżu miejsca startu robimy mały
błąd nawigacyjny – przejechaliśmy kawałek za daleko i dojechaliśmy aż za
granicę miasta. Spodziewaliśmy się znaleźć na skrzyżowaniu głównej trasy
tabliczkę z nazwami ulic i tam skręcić na teren kampusu UWM, jednak o dziwo,
takiej tabliczki tam nie ma. Szybko orientujemy się w terenie, nawrót i po
kilku minutach znajdujemy wolne miejsce parkingowe w pobliżu bazy zawodów.
Robimy szybki rekonesans miejsca startu, pobieramy bogaty pakiet startowy i
wracamy do auta aby się przebrać, wszak do startu już tylko 20 min. Przebieramy
się i pakujemy pod czujnym okiem lokalnych „koneserów trunków wszelakich”,
stojących pod pobliskim sklepem spożywczym J Na starcie spotykamy klubowego kolegę Damiana K.
który startuje na TP25 ze swoim znajomym Jarkiem zastępującym żonę Damiana
(która nie mogła przyjechać). Jarek okazuje się być doświadczonym biegaczem
(Rzeźnik i te sprawy) ale tegoroczna Abentojra to jego debiut w zawodach na
orientację. Dzień wcześniej został wprowadzony przez Damiana w arkana
orientacji na naszym lokalnym poligonie InO - stałej trasie w Solcu Kujawskim (http://zielonypunktkontrolny.pl/images/plik_map/Solec Kujawski.pdf)
Zawody jak na debiut idealne.
Przed samym startem kolejna niespodzianka od sponsorów –
losowanie smartfonów wśród uczestników TP25 i TP50. Niestety się nie ufarciłoL Nic to, wszakże jest jeszcze szansa
zgarnięcia Abentojry (czyli niespodzianki) ukrytej gdzieś przy PK. Kierownik
zawodów udzielił nam wskazówek jak ją znaleźć. Następnie wzorem zeszłorocznej
edycji ustawiliśmy się wszyscy w dwóch liniach twarzami do siebie, po jednej
stronie TP50 po drugiej TP25. Kilka ostatnich słów od organizatorów i na 3 min.
przed startem otrzymaliśmy mapy. Rzut okiem i już widzę że właściwie są tylko
dwie sensowne opcje pokonanie trasy (w tym roku był scorelauf czyli dowolna
kolejność zaliczania PK). Ja początkowo wybrałem wariant 5,7,4,6… Po rozdaniu
map ustawiamy się pod bramką startową, kierownik daje znak i machina ruszyła J
Od razu postanowiłem raźno pobiec, chcąc walczyć o podium trzeba będzie
prawie całą trasę przebiec. Kieruję się lekko w prawo ,dobiegam do zabudować
osiedla i na ich skraju skręcam jeszcze trochę chcąc nieco ściąć. Potem trafiam
na drogę osiedlową i biegnę kilkaset metrów ale coś mi nie pasuje. Kierunek nie
ten no i zagłębiam się głębiej w osiedle a miała być droga w lesie. Przebiegam
jeszcze kawałek, na skrzyżowaniu spotykam peleton napierający na południe. To
kierunek na PK1. Wprawdzie nie tak planowałem na początku ale w zasadzie
wszystko mi jedno w jaką stronę będę zaczynał trasę więc postanawiam
kontynuować i zacząć od tej strony. Dalej już bezproblemowo wydostaję się z
osiedla w las i biegnę w stronę przejścia przez tory oznaczonego na mapie przez
budowniczego trasy. Zrobił się spory tramwaj. Jest też Damian z kolegą. Nagle
ktoś z prawej: Cześć Maciej! Oo, cześć.
To Mateusz Komorowski, kolega z Warszawy którego poznałem na
zeszłorocznej Abentojrze. W tłumie na starcie jakoś mi umknął. Lecimy razem
dalej ramię w ramię, nawet się nie umawiamy na wspólne napieranie, ot tak
spontanicznie wyszło. Teraz już przez tory w lesie, w prawo i prosta droga do
PK1 który szybko ukazuje się na otwartym terenie przy mostku. Wariant do PK2
już nie jest taki oczywisty, nie ma żadnej sensownej ścieżki. Nic to, jest w
miarę charakterystyczna rzeźba i długie zarastające jezioro więc damy radę. Po
niecałych 200m pojawia się wyrąb lasu i nieznana droga skręcająca w prawo w
las. Ktoś przed nami tam wbiega. Mateusz chce polecieć dalej prosto do drogi na
mapie ale namawiam go abyśmy już tu skręcili. Jeśli droga się skończy polecimy
dalej wzdłuż zbocza. Jest nieźle bo droga wgłębia się w las kilkaset metrów.
Dalej wprawdzie się kończy, ale sprawnie lawirujemy zboczem co jakiś czas
korzystając ze ścieżek wydeptanym przez zwierzynę. Miejsce PK2 jest na tyle
charakterystyczne (ujście cieku wodnego schodzącego ze zbocza), że można lecieć
na przysłowiową „pałę. Znajdujemy charakterystyczny
wąwóz, dalej linię energetyczną i sprawnie zaliczamy PK2. Krótko wcześniej
straciłem z oczu Damiana i Jarka, zostali gdzieś z tyłu i ponownie spotkaliśmy
się dopiero na mecie. Ten PK razem ze mną i Mateuszem potwierdzał jakiś dziarski
starszy gość który trzymał się nas od PK1. Twarz znajoma, kojarzę go chyba z
zawodów BnO. Szybko opuszczamy PK kierując się w górę zbocza wzdłuż strumienia,
starając się zgubić podążający za nami tramwaj. Dalej znajdujemy jakieś ścieżki
i kontrolując kierunek podążamy ku otwartej przestrzeni. Krótka przebitka na
szagę i wypadamy na skaju lasu. Kilka osób skręca w lewo myśląc że jesteśmy już
przy PK, ale mi granica lasu nie pasuje, przystaję aby sprawdzić teren z mapą.
To jeszcze kawałek prosto wzdłuż lasu. Po 3 min. znajdujemy punkt - samotny
krzyż na skraju lasu. Do PK 11 mamy 2 warianty: krótszy przez pola obok pola
golfowego i dłuższy przez wioski. Stajemy z Mateuszem na moment i decydujemy że
lecimy przez wioski. Wariant powinien być szybszy jeśli cały przebiegniemy,
dodatkowo praktycznie zero nawigacji. Ja staję jeszcze na chwilę aby zdjąć
koszulkę termo z długim rękawem, przez te kilka km solidnego napierania
zdążyłem się już zgrzać. Mateusz wystrzelił do przodu ,mówię: „leć, za chwilę
Cię dogonię”. Widać że jest dziś w formie bo „chwila” zajmuje mi ok. 1,5km.
Razem z nami tym wariantem podąża jeszcze dwóch zawodników, reszta stawki która
wpadła na PK3 chwilę po nas wybrała „wariant polny”. Przelot przez wioski
Gronity i Naterki szybki i bezproblemowy. W międzyczasie na czoło stawki wybiło
się dwóch zawodników, na czele prowadzi zawodnik którego roboczo nazwałem
„niebieski” ze względu na kolor bluzy. Ostro zapodaje tempo więc tracimy go z
oczu jeszcze przed PK11. Punkt ten to przepust pod linią kolejową. Dobiegamy
tam w towarzystwie weterana z PK3. Ja decyduję się zejść do PK w dół torów
kawałek szybciej, cudem unikając obficie rosnących tu jeżyn. Koledzy atakują z
nasypu torów brnąc po pas jeżynach. Ten punkt chyba prawie każdemu zawodnikowi
pozostawił krwawe ślady. Za następny PK obieramy 10-tkę aby z niej prostym
wariantem dojść do 12-tki. Na mapie jest wprawdzie droga od przepustu na
pn.-zachód ale Ja proponuję Mateuszowi spróbować wzdłuż torów do drogi która
prowadzi prosto na PK10. Po chwili znajdujemy poza-mapową przecinkę która
biegnie prosto jak strzała wzdłuż torów sprawnie doprowadzając naszą trójkę do
upatrzonej drogi. W międzyczasie na ścieżce zostaję brutalnie wyhamowany przez
jeżyny, które zostawiają mi krwawe pamiątki na udach. Droga od torów szybko doprowadziła nas do
PK10 - ruin budynku w zaroślach. Pomyślałem, że to dobre miejsce na ukrycie
Abetojry, rozglądam się ale stwierdziłem że nie ma czasu na dokładne
poszukiwania i ruszyliśmy dalej. Wariant prosty i szybki, po kilkuset metrach
dobijamy do większej drogi leśnej która doprowadza nas do przecinki (jest nawet
słupek oddziałowy). Ruszamy przecinką a raczej jej pozostałością biegnąca
skrajem wyrębu aby po chwil znaleźć się nad strumieniem w gąszczu leśnym i
szybko podbijamy 12-tkę. Nagle, wybiegając z PK słyszymy z tyłu głos Romualda
(bo tak miał na imię ów weteran): Znalazłem! W ręce dzierży butelkę z
karteczką. Abentojra zdobyta. Gratulujemy i wracamy w trójkę do drogi. Ja
chwilę się jeszcze waham czy nie wrócić tą samą drogą w okolice 10tki i dalej
ruszyć na PK8 ale w końcu dają się przekonać Mateuszowi aby pobiec na północ do
głównej drogi leśnej. Po drodze spotykam znajomego z Bydgoszczy, Tomka
Kowalskiego który startuje na TP50 i właśnie napiera do 12-tki. Chwilę później
spotykamy dwóch gości w aucie którzy pytają nas jak dojechać do PK12. Chwilę
się zastanawiałem czy Ci jegomoście nie napalili się na znalezienie Abentojry i
objeżdżają wszystkie PK samochodem ale w głowie zaświtało mi że to musi być
ktoś od organizatorów. Szybko objaśniamy i ruszamy dalej. Mateusz biegnie
raźno, Ja już zaczynam odczuwać zmęczenie, tempo mi spada i co kilkaset metrów
przechodzę do marszu. W końcu mówię żeby się mną nie przejmował i napierał
dalej swoim tempem. Po chwili z prawej dobiega Romuald, który początkowo wybrał
nieco inny wariant. Raźno podąża w ślad za Mateuszem a Ja stopniowo zwiększam
odległość do nich. Dalej już sam podążam leśną drogą, podbiegając co kilkaset
metrów. Na skrzyżowaniu leśnych dróg skręcam w prawo i po chwili widzę Romualda
wybiegającego z lasu na drogę po zaliczeniu ósemki. Sam zbaczam szybko w las i
korzystając ze starej przecinki dobiegam do leśnego stawu. Rozglądam się
chwilę, lampionu nie widzę. Rzut oka na opisy PK, ach to przecież zachodni
kraniec stawu. Po chwil już tam jestem i suchą nogą zaliczam PK8. Teraz już z
górki, jestem coraz bliżej mety i pozostało 5 punktów które stoją dosyć blisko
siebie. Jedyny słuszny wariant na PK9 wiedzie prze pobliską wioskę Kudypy obok
nadleśnictwa. Kawałek podbiegam asfaltem przez wioskę i ścinam lekko z górki
przez nowiutki teren rekreacyjny obok arboretum. Obieram leśną drogę na pd. wschód
która kończy się blisko punktu. Zagłębiam się w las po drodze mijając i
pozdrawiając dwie urocze współuczestniczki zawodów. Jestem już blisko,
przechodzę przez przepust i wchodzę na leśną polanę. Nie mogę jej zlokalizować
na mapie bo mi się lekko przetarła w tym miejscu. PK miał być przy drzewie na
łące ale to najwyraźniej jeszcze nie tu. Przecinam łąkę bo za drzewami widzę
prześwit. Jest otwarty teren, pojawiają się rowerzyści którzy niczym jelenia na
odstrzał wystawiają mi PK9. Szybki myk i już przy nim jestem. Następna jest
szóstka na szczycie wzniesienia. Teraz śmigam na północ aby z łąki wcinającej
się półkolem w las trafić na leśną drogę. Przebiegam drogą przez przepust
strumienia i skręcam w prościutką przecinkę, którą szybko trafiam w pobliże
punktu. Jeszcze tylko zejście do strumienia, strome podejście pod górkę i na
szczycie ukazuje mi się lampion szóstki. Podbijam i ruszam dalej bo w oddali
słyszę już głosy innych uczestników. PK4 jest całkiem blisko i przy drodze.
Biegnę ale za szybko skręciłem w lewo i tracę na znalezienie punktu ok. 10min.
Wreszcie maszerując lasem wzdłuż zbocza znajduję duży wąwóz a na jego górnym
krańcu przy drodze upragnioną czwórkę. Następny punkt, siódemka w banalnym
miejscu: zachodni wlot przejazdu drogi pod linią kolejową. Od czwórki schodzę
zboczem niżej do drogi biegnącej skrajem łąk. Droga wprawdzie częściowo zanikła
ale nic to. Gdy już jestem kilkanaście metrów od nasypu kolejowego nagle z
lasu, z prawej wyskakuje jak filip z konopi „niebieski”. Też wyglądał na
zadziwionego kiedy mnie tu zobaczył. Podążam za nim i po 2 min. znajdujemy PK7
we wnęcę pod wiaduktem. Jest tam też inny zawodnik. Pozostał ostatni punkt,
piątka - połączenie cieków wodnych, w linii prostej mnie niż kilometr. Stajemy
wszyscy po drugiej stronie przejazdu. Najprostszy wariant to prosto przez las,
ścieżkami i przez kolejne tory. Organizator zaznaczył na mapie przejście przez
tory ale ok. 500m na płn-wschód. „Niebieski” i drugi zawodnik twierdzą, że to
przejście jest obowiązkowe i nie można przechodzić przez tory w innym miejscu.
Tak więc ruszamy wszyscy do owego
przejścia. Ja ruszam wzdłuż nasypu kolejowego, pozostali wybrali inny dłuższy wariant.
Po kilku minutach niebieski wybiega z lasu ,wymija mnie i znika mi z oczu w pobliżu
cieku wpływającego w tunel pod linią kolejową. Wchodzę do rowu i nagle wpadam
na pomysł aby przejść na drugą stronę nasypu tunelem tak aby skrócić drogę.
Panuje susza i strumyczek ledwo płynie, dodatkowo tunel jest na tyle wysoki że
muszę się tylko lekko przygiąć. Udaje mi się przejść kawałek suchą nogą ale
głębiej zalega więcej wody więc zamaczam buty po kostki, później do pół łydki w
błotnistej brei. Jestem już na finiszu trasy więc nawet prze moment nie
zawahałem się w tym syfie brodzić. Po chwili jestem na drugiej stronie nasypu,
wychodzę na łąkę i skrajem lasu i łąki podążam do punktu. Znaleziony i
zaliczony. Teraz już tylko meta. Wybieram krętą drogę leśną mniej więcej na
wschód, następnie zbiegam do zagłębienia terenu a potem pod górę do głównej drogi
leśnej. Tam spotykam uczestników trasy rodzinnej. Przy kolejnym z całej serii
dzisiejszych przepustów znajduje ścieżkę prowadzącą wzdłuż jeziora ,która
prowadzi mnie aż do samej mety. Już z pewnej odległości widzę bramkę i po
chwili zadowolony przekraczam linię mety. Kolejna Abentojra zaliczona.
Czas 3godz. 40min. Dystans ok. 29km. 5 miejsce. Niestety do
podium zabrakło 20 min. Trasę spodziewanie wygrał Mateusz, zaraz za nim
Romuald. W tym roku kondycja słabsza, mizerny sezon treningowy dał się we znaki.
Wydaje mi się też że trasa wyszła nieco dłuższa niż w zeszłym roku.
Nawigacyjnie jestem zadowolony, trasa nie była bardzo wymagająca ale w kilku
miejscach można było nadrobić dzięki dobrej orientacji. Jedyny „zonk” to PK4
gdzie trochę zamotałem ale tam już dało się odczuć zmęczenie i chwilowo mózg
był „offline” J
A co po trasie? Tradycyjnie już super wyżera przygotowana
przez organizatorów. Owoce, słodycze, kawa a na to jeszcze dwudaniowy obiad.
Pełen wypas. W międzyczasie analiza trasy z Mateuszem i rozmowy o różnych
zawodach i planach startowych na resztę roku. Później cudownie kojący i ciepły
prysznic w pobliskim akademiku. Tym razem woda gorąca, w zeszłym roku była
kąpiel „w górskim strumieniu” J Krótko później zjawili się na mecie
Damian z Jarkiem którzy zajęli odpowiednio 10 i 11 miejsce. Nie udało im się
niestety wstrzelić w trzynastkę i „piwko” zgarnął inny szczęśliwiec (za zajęcie
13 msc. na kilku trasach organizator wręczał na pocieszenie 5litrową beczułkę
czeskiego piwa). Później odbyło się krótkie podsumowanie i wręczenie nagród
trasy TP25 po czym strzeliliśmy sobie we trójkę pamiątkową fotkę. W drogę
powrotną zabrałem się z chłopakami jako że Wojtek nadal walczył na trasie
pieszej 50-tki i musiałbym czekać do wieczora.
Podsumowując, Abentojra po raz kolejny wypadła znakomicie
dzięki ogromnym staraniom i zaangażowaniu organizatorów. Pomimo lekkiego
niesmaku z wyniku jest bardzo zadowolony ze startu. Trasa była ciekawa. Po tej
edycji Abentojra stanie się chyba pozycją obowiązkową w moim kalendarzu. Może w
przyszłym roku wystartuję w 50-tce? Zawsze odczuwam lekki niedosyt że trasa się
tak szybko skończyła :)
A tutaj link do przebiegu Mateusza który w większości jest taki jak mój jako że większość trasy biegliśmy razem: Trasa TP25 Endomondo
Wspólna fotka na zakończenie świetnej imprezy. fot. Damian Kaczmarek |